Strona:Lew Tołstoj - Nie mogę milczeć.djvu/13

Ta strona została uwierzytelniona.

czytać, człowiek o długich włosach zwraca się do tych ludzi, których inni ludzie mają zadusić sznurami, i mówi coś o Bogu i Chrystusie. Niezwłocznie po tych słowach kaci — jest ich kilku, jeden człowiek nie może dać sobie rady z taką skomplikowaną sprawą — rozrobiwszy mydło i namydliwszy pętlice, aby się lepiej zaciągały, biorą się do okutych, wkładają na nich koszule śmiertelne, wprowadzają na pomost szubienicy i nakładają na szyje pomydlone pętlice.
I oto jeden za drugim, ci ludzie żywi zepchnięci z usuniętych z pod ich nóg desek, siłą ciężkości własnego ciała odrazu zaciągają na swych szyjach pętlice i w męczarniach duszą się. Przed chwilą jeszcze żywi, ludzie ci przemieniają się w wiszące na sznurach martwe ciała, które z początku powoli się kołyszą a potem zastygają nieruchome.
Wszystko to dla swych braci — ludzie starannie urządzili i obmyślili, ludzie wyższego stanu, ludzie uczeni, oświeceni.
Obmyślili, iż należy takie rzeczy robić w tajemnicy, o świcie, aby nikt nie widział; należy podzielić się odpowiedzialnością, aby każdy z uczestników kaźni mógł myśleć i mówić: nie ja jestem winien temu; należy wyszukiwać najbardziej zdeprawowanych i nieszczęśliwych ludzi, i, zmuszając ich do wykonywania planu, przez nas obmyślonego i zaaprobowanego, udawać, iż gardzimy tymi ludźmi, co podjęli się tego.