mordowanymi, i kłamali wobec siebie, wobec ludzi i Boga, przekonywując siebie i ludzi, że bierzecie udział w tych sprawach dla spełnienia ważnej, wielkiej rzeczy dla dobra milionów? Czyżbyście sami nie wiedzieli — w chwilach przytomności od pochlebstwa i zwykłych sofizmatów — że wszystko to są słowa, wymyślone tylko poto, aby, popełniając najgorsze rzeczy, można było uważać siebie za dobrego człowieka? Wy nie możecie nie widzieć tego, że zarówno wy, jak każdy z nas ma tylko jeden obowiązek, który obejmuje wszystkie inne sprawy, obowiązek przeżycia tego krótkiego okresu, udzielonego nam czasu, w zgodzie z tą wolą, która na ten świat was powołała, i w zgodzie z nią zejść z niego, a wola ta chce jednego tylko: miłości ludzi do ludzi.
A wy, co wy robicie? W co wkładacie siły swej duszy? Kogo kochacie? Kto was kocha? Wasze żony? Wasze dzieci? Ależ to nie miłość. Miłość żony, dziecka, to nie jest ludzka miłość. Tak, a nawet silniej kochają zwierzęta. Miłość ludzka — to miłość człowieka do człowieka, do każdego człowieka, jako do syna bożego i dla tego brata.
A wy, kogo tak kochacie? Nikogo. A kto was kocha? Nikt.
Obawiają się was tak jak obawiają się kata albo dzikiego zwierza. Wam przypodchlebiają się, dla tego że w głębi duszy wami gardzą i nienawidzą was —
Strona:Lew Tołstoj - Nie mogę milczeć.djvu/37
Ta strona została uwierzytelniona.