Strona:Lew Tołstoj - Sonata Kreutzerowska.djvu/109

Ta strona została uwierzytelniona.

jechał, udając, że właśnie teraz zadecydowali, co będą grać jutro. Byłem najzupełniej pewny, że w porównaniu z tem, co ich naprawdę zajmowało, pytanie, co grać, było dla nich zupełnie obojętne. Ze szczególną grzecznością odprowadziłem go do przedpokoju. (Jak tu nie odprowadzać człowieka, który przyjechał, by zniszczyć spokój i zgubić szczęście całej rodziny!) Uścisnąłem z szczególną serdecznością jego białą miękką rękę.