Strona:Lew Tołstoj - Sonata Kreutzerowska.djvu/133

Ta strona została uwierzytelniona.

ślałem: dawniej myślałem — nieszczęście, i wszystko okazywało się w najlepszym porządku. Teraz zaś nie jest tak, jak dawniej, a jest to właśnie, co sobie wyobrażałem lub tylko myślałem, że sobie wyobrażam, a co teraz jest rzeczywistością. Otóż i wszystko.
Omal że nie załkałem, ale w tej samej chwili szatan mi podpowiedział: — „Ty płacz, roztkliwiaj się, a oni tymczasem rozstaną się w spokoju, dowodów winy nie będzie, i ty przez całe życie będziesz wątpił i męczył się“. I natychmiast zniknęło rozczulanie się nad sobą i zjawiło się dziwne uczucie — nie uwierzy pan — uczucie radości, że skończy się teraz moja męka, że teraz mogę ją ukarać, mogę się jej pozbyć, mogę dać upust swej nienawiści.
I dałem upust swej nienawiści, i stałem się zwierzęciem. — „Nie trzeba, nie trzeba — powiedziałem Jegorowi, który chciał iść do bawialni — lepiej, wiesz co, idź prędko, weź dorożkę i jedź — masz tu kwit — odbierz rzeczy. No, idź.“ — Poszedł przez korytarz po swoje palto. Bojąc się, że ich spłoszy, odprowadziłem go do jego pokoiku i zaczekałem, aż się ubrał. W bawialni, poprzez drugi pokój, słychać było rozmowę i brzęk noży i talerzy. Jedli, widać, i nie słyszeli dzwonka. „Byleby tylko nie wyszli teraz“ — myślałem. Jegor włożył palto i wyszedł. Wypuściłem go i zamknąłem za nim drzwi; zrobiło mi się strasznie na myśl, że zostałem sam i że muszę zaraz działać. Jak? Nie wiedziałem jeszcze. Wiedziałem tylko, że teraz