Otrzymywałem i otrzymuję mnóstwo listów od nieznajomych mi osób z prośbą o wyjaśnienie w prostych i jasnych słowach, co myślę o przedmiocie napisanego przeze mnie opowiadania pod tytułem: „Sonata Kreutzerowska“. Postaram się to uczynić, to jest w krótkich słowach wyłożyć, o ile to jest możliwe, istotę tego, co chciałem powiedzieć w tem opowiadaniu, i tych wniosków, które według mnie można z niego wyciągnąć.
Chciałem powiedzieć po pierwsze, że w społeczeństwie naszem ustaliło się niezłomne, wspólne wszystkim warstwom i podtrzymywane przez fałszywą naukę przekonanie, że stosunek płciowy jest dla zdrowia niezbędny. Ponieważ jednak małżeństwo jest rzeczą niezawsze możliwą, to i stosunek płciowy pozamałżeński, nie obowiązujący mężczyzny do niczego prócz zapłaty pieniężnej, jest sprawą zupełnie naturalną i dlatego powinien być popierany.
Przekonanie to stało się do tego stopnia ogólne i niezłomne, że rodzice za radą lekarzy orga-