niej go interesującej, nieznacznie się do nas zbliżył. Pan ten stał, trzymając ręce na oparciu ławki, i najwidoczniej był czemś żywo poruszony. Twarz miał czerwoną, i policzek drgał mu nerwowo.
— Jakaż to miłość... miłość... uświęca małżeństwo? — powiedział, jąkając się.
Widząc podniecenie towarzysza, dama postarała się odpowiedzieć mu jak najdelikatniej i najbardziej rzeczowo.
— Prawdziwa miłość... Jeżeli taka miłość istnieje między mężczyzną i kobietą, wtedy możliwe jest i małżeństwo — rzekła dama.
— Tak, ale co należy rozumieć pod prawdziwą miłością? — spytał, wstydliwie się uśmiechając i mieszając, pan z błyszczącemi oczyma.
— Wszyscy wiedzą, co to jest miłość — odparła dama, chcąc, widocznie, przerwać tę rozmowę.
— A ja nie wiem — odpowiedział siwy pan. — Trzeba określić, co pani przez to rozumie.
— Co? całkiem poprostu — rzekła dama, zamyślając się jednak. — Miłość to całkowite wyróżnienie jednego lub jednej ponad wszystkich pozostałych.
— Wyróżnienie na jaki przeciąg czasu? na miesiąc czy dwa, czy na pół godziny? — zawołał siwy pan i roześmiał się.
— Nie, przepraszam, pan, zdaje się, nie o tem samem mówi.
— Nie, o tem samem właśnie.
— Pani twierdzi — wtrącił się adwokat, wska-
Strona:Lew Tołstoj - Sonata Kreutzerowska.djvu/21
Ta strona została uwierzytelniona.