— No, to opowiem panu... Ale czy naprawdę pan sobie tego życzy?
Potwierdziłem, że chcę bardzo. Towarzysz mój milczał chwilę, potarł twarz rękami i zaczął:
— Jak już opowiadać, to trzeba opowiedzieć od samego początku: trzeba opowiedzieć, jak i dlaczego się ożeniłem i jaki byłem do ślubu.
Żyłem przed ślubem, jak żyją wszyscy w naszej sferze. Jestem obywatelem ziemskim, kandydatem uniwersytetu i byłym marszałkiem szlachty. Żyłem do ślubu jak wszyscy, to jest rozpustnie, będąc pewny, że żyję tak, jak się żyć powinno. O sobie myślałem, że jestem miłym chłopcem, najzupełniej moralnym człowiekiem. Nie byłem uwodzicielem, nie miałem nienaturalnych zachcianek, nie czyniłem z tego głównego celu życia, jak to czyniło wielu moich rówieśników, lecz oddawałem się rozpuście umiarkowanie, przyzwoicie, dla zdrowia. Unikałem tych kobiet, któreby urodzeniem dziecka lub zbytniem uczuciem dla mnie mogły mnie z sobą związać.