Strona:Lew Tołstoj - Sonata Kreutzerowska.djvu/78

Ta strona została uwierzytelniona.



ROZDZIAŁ SZESNASTY

— Przypomniał mi pan dzieci. I znów jakie straszne kłamstwa mówi się o nich. Dzieci — błogosławieństwo Boże, dzieci — radość. Przecież to wszystko jest kłamstwem. Wszystko to było kiedyś, ale teraz niema niczego podobnego. Dzieci — to męczarnia i nic więcej. Większość matek tak poprostu czuje i czasami nienaumyślnie przyzna się do tego. Niech pan zapyta większości matek z naszej sfery, sfery ludzi zamożnych; powiedzą panu, że nie chcą mieć dzieci z obawy, że dzieci mogą zachorować i umrzeć; a jeżeli już urodziły, nie chcą karmić, żeby nie przywiązywać się i nie cierpieć. Przyjemność, jaką sprawia im dziecko wdziękiem swych rączek, nóżek i całego ciałka, zadowolenie, które dziecko daje, mniejsze jest od cierpienia, którego doznają, nie mówiąc nawet o chorobie lub utracie dziecka, ale już wskutek samej obawy przed możliwością choroby lub śmierci. Zważywszy wszystkie wygody i niewygody, okazuje się, że mieć dzieci jest niewygodnie, i dlatego nie zdradza się ku temu chęci. Ko-