Strona:Lew Tołstoj - Sonata Kreutzerowska.djvu/81

Ta strona została uwierzytelniona.

steśmy winni i zrobiliśmy nie to, co trzeba było zrobić.
Tyle tymczasem o zdrowiu. I to męka. A jeżeli już dziecko zachoruje, wtedy koniec. Istne piekło. Sądzi się naogół, że chorobę można leczyć i że istnieje taka nauka i tacy ludzie — doktorzy, którzy to umieją. Nie wszyscy, ale najlepsi umieją. I oto dziecko zachorowało, i trzeba natrafić na tego najlepszego, tego, który uratuje, a wtedy dziecko jest uratowane, a jeżeli nie złapiesz tego doktora albo mieszkasz nie tam, gdzie on mieszka — dziecko jest stracone. I nie ona jedna tylko w to wierzyła, wierzą w to wszystkie kobiety jej sfery, ze wszystkich stron słyszy się tylko o tem. U Katarzyny Siemionowny umarło dwoje, bo nie wezwano na czas Iwana Zacharycza, a u Marji Iwanowny Iwan Zacharycz uratował najstarszą dziewczynkę. A u Piętrowych według rady doktora na czas rozjechali się wszyscy po hotelach i zostali przy życiu, a gdyby się nie rozjechali, dzieciby umarły. A ta miała wątłe dziecko, pojechali za radą doktora na Południe i dziecko uratowali. Jak tu się nie męczyć i nie denerwować przez całe życie, kiedy życie dzieci, do których ona jest zwierzęco przywiązana, zależy od tego, żeby na czas się dowiedzieć, co powie o tem Iwan Zacharycz, a nikt nie wie, co on powie. Najmniej ze wszystkich on sam dlatego, że wie dobrze, iż nic nie wie i nikomu nie może pomóc, tylko kręci, jak wypadnie, byle nie przestano mu wierzyć, że on coś wie. Przecież gdyby była zu-