Strona:Lew Tołstoj - Sonata Kreutzerowska.djvu/85

Ta strona została uwierzytelniona.

jestem, mogłyby prowadzić między sobą zwierzęta, np.: „Która godzina? Czas już spać. Co dziś mamy na obiad? Dokądby pojechać? Co jest w gazecie? Posłać po doktora, Manię boli gardło“. Wystarczało na włosek wykroczyć poza obręb tego zwężonego wprost do niemożliwości kółka rozmów, aby wybuchło rozdrażnienie. Docinki i wyrazy nienawiści powstawały z powodu kawy, obrusa, powozu, posunięcia w wincie — rzeczy, które ani dla jednej, ani dla drugiej strony nie mogły mieć żadnego znaczenia. We mnie przynajmniej wrzała ku niej straszna wprost nienawiść. Obserwowałem czasem, jak nalewała herbatę, machała nogą albo podnosiła łyżkę do ust, mlaskała, wciągała w siebie płyn — i nienawidziłem jej za to jak za najgorszy występek.
Nie wiedziałem wtedy, że okresy złości powstawały zupełnie prawidłowo i równomiernie, odpowiednio do okresów tego, co nazywamy miłością. Okres miłości — okres złości, okres energicznej miłości — długi okres złości; słabszy okres miłości — krótszy złości. Nie rozumieliśmy wtedy, że miłość i złość są jednem i tem samem zwierzęcem uczuciem, tylko różnie pojętem. Gdybyśmy rozumieli swoje położenie, życie takie byłoby okropne, ale nie rozumieliśmy i nie widzieliśmy go.
W tem kryje się ratunek i śmierć człowieka, że kiedy żyje nienormalnie, oszukuje się, żeby nie widzieć swego nieszczęsnego położenia. Tak właśnie postępowaliśmy. Ona starała się szukać zapomnienia w gospodarstwie, umeblowaniu, stro-