Strona:Lew Tołstoj - Spowiedź.pdf/34

Ta strona została uwierzytelniona.

pożartym przez smoka, chwyta za gałęzie rosnącego w szczelinie studni dzikiego krzewu i trzyma się go oburącz. Ręce jego słabną i czuje, że wkrótce będzie musiał poddać się, gdyż zguba czyha nań z obu stron; ale wciąż się trzyma i widzi, że dwie myszy, czarna i biała, obchodzą równomiernie pień zbawczego krzewu, na którym zawisnął i toczą go; tylko, tylko patrzeć, jak się krzew oberwie, a on wpadnie w rozwartą paszczę smoka. Podróżny widzi to i wie, że nie ujdzie zguby, ale dopókąd wisi, szuka w koło siebie i znajduje na liściach krzewu krople miodu, dosięga ich językiem i liże je. Tak ja się trzymam gałęzi życia, widząc, że czeka na mnie nieunikniony smok śmierci, gotowy mnie rozszarpać i nie mogę pojąć, czemu popadłem w takie męki. I staram się ssać ten miód, który mnie dawniej upajał, a który już mi nie smakuje, a biała i czarna mysz dzień i noc toczą gałązkę, na której się trzymam. Wyraźnie widzę smoka i już nie czuję słodyczy miodu. Widzę jedno — nieuniknionego smoka i myszy — i nie mogę odwrócić od nich oczu. I to nie bajka, to prawdziwa, bezsporna i dla każdego zrozumiała prawda.