Nie było powodu odwlekać naszego ślubu; ani ja, ani on nie pragnęliśmy tego. Katia coprawda chciała koniecznie jechać do Moskwy po wyprawę, a i jego matka wymagała pewnych reform w domu, jako to: wyklejenia pokojów, sprowadzenia nowych mebli, karety i t. d. Myśmy jednak postawili na swojem. Ślub nasz miał się odbyć we dwa tygodnie po moich urodzinach, zupełnie cicho, bez wyprawy, szampana, kolacyi i wszelkich temu podobnych nieuniknionych dodatków do małżeństwa.
Sergiusz Michałowicz opowiadał mi, jak niezadowoloną była jego matka z tego, że wesele ma się odbyć bez muzyki, bez odnowienia domu, zupełnie inaczej, niż jej wesele, które kosztowało trzydzieści tysięcy, opowiadał, jak ona w tajemnicy przed nim z ochmistrzynią Mariuszką naradzała się nad kupnem jakichś koniecznych dla naszego szczęścia dywanów, firanek i t. d. I u nas Katia spiskowała z nianią Kuźminiszną. Nie można z nią było mówić żartem o tych ważnych sprawach. Poczciwa Katia była głęboko przekonaną, że my rozmawiając o naszej przyszłości, prawimy tylko głupstwa, że nasze szczęście istotne, zależeć będzie od prawidłowego kroju koszul i równego obrąbka powłoczek i obrusów.
Strona:Lew Tołstoj - Szczęście rodzinne.djvu/44
Ta strona została uwierzytelniona.
V.