Strona:Lew Tołstoj - Szczęście rodzinne.djvu/55

Ta strona została uwierzytelniona.

ścianach wisiały portrety, podłogi okryte były dywanami domowej roboty. W buduarze stoły były inkrustowane, meble nowsze i stał fortepian. Mój buduar, dzięki staraniom Tatjany Semionówny, był możliwie urządzony; ustawiono tu meble różnych wieków i stare ogromne lustro. Z początku przechodziłam obok nich zawstydzona, ale z czasem stały mi się drogą pamiątką.
Tatjana Semionówna rządziła cicho, ale w domu szło wszystko, jak w zegarze. Chociaż służby mieliśmy zawiele, ale cały ten pułk chodził w trzewikach bez obcasów (Tatjana Semionówna uważała skrzypienie butów za najprzykrzejszą rzecz w świecie) i wszyscy zdawali się być dumni ze swego stanowiska. Drżeli przed starą panią, nas z mężem traktowali po ojcowsku i ze szczególnym zadowoleniem wypełniali swoje obowiązki.
Regularnie co sobotę myto podłogi, trzepano dywany, pierwszego dnia każego miesiąca odbywały się Msze ze święceniem wody, a na imieniny Tatjany Semionówny, mego męża i moje (po raz pierwszy tej jesieni) wydawały się festyny na cały powiat.
Mój mąż oddawał się z zamiłowaniem sprawom włościańskim i męskiemu gospodarstwu nie wdając się wcale w kobiece. Wstawał bardzo wcześnie, nawet zimą, tak, że budząc się, nie zastawałam go już w sypialni; wracał dopiero na herbatę. Pijaliśmy ją zwykle we dwoje, a mąż po trudach i kłopotach gospodarskich wpadał zwykle w to wesołe usposobienie, któreśmy zwali dzikim szałem.
Nieraz kazałam mu opowiadać, co robił, a on opowiawiadał najzabawniejsze historye, z których śmieliśmy się do rozpuku; czasami, gdy wymagałam poważnego opowiadania, wstrzymywał i uśmiech mówił mi o sochach, pługach, parobkach.
Patrzałam wtedy w jego ożywione oczy i poruszające się usta, nic nie rozumiejąc, ciesząc się tylko, że go widzę i słyszę.