Wyjazd do stolicy, tydzień spędzony w Moskwie, krewni, urządzenie się w nowem mieszkaniu, droga, nowi ludzie, wszystko to przeleciało, jak sen. Wszystko to było tak urozmaicone, tak nowe, wesołe, wszystko to tak ciepło i jasno oświecone jego obecnością, jego miłością, że życie wiejskie wydało mi się czemś marnem, dawno zapomnianem.
Ku wielkiemu mojemu zdziwieniu, zamiast dumy i chłodu, którego obawiałam się doznać od tych nowych ludzi, wszyscy witali mnie tak serdecznie i radośnie (nietylko krewni, ale i znajomi), że zdawało się, iż oni wszyscy tylko o mnie myśleli, mnie oczekiwali i potrzebowali do swego szczęścia.
Takaż sama niespodzianka oczekiwała mnie w wielkim świecie; okazało się że mąż mój ma mnóstwo znajomości, o których nie wspominał mi nawet. Często z przykrością słuchałam jego surowego zdania o tych ludziach, którzy mi się wydawali tak dobrymi. Nie rozumiałam, dlaczego tak jest chłodny dla niektórych i dlaczego unika tylu znajomości, które mi się wydawały nawet pochlebnemi. Myślałam, że im więcej zna się dobrych ludzi, tem lepiej, a wszyscy wydawali mi się dobrymi.
Strona:Lew Tołstoj - Szczęście rodzinne.djvu/66
Ta strona została uwierzytelniona.
II.