Strona:Lew Tołstoj - Szczęście rodzinne.djvu/75

Ta strona została uwierzytelniona.

Przypominałam sobie każde słowo i znowu wpadałam w rozpacz na wspomnienie tego, co zaszło.
Dopiero przy wieczornej herbacie spotkałam się z mężem i uczułam odrazu, że przepaść rozwarła się między nami.
Pan C., który był obecny, zapytał kiedy jedziemy, mąż mnie wyprzedził w odpowiedzi, mówiąc:
— We wtorek mamy być na raucie u hrabiny R. Ty przecie się wybierasz? — zwrócił się do mnie.
Zlękłam się spokoju jego głosu i spojrzałam mu w oczy nieśmiało. Oczy te patrzały prosto w moje źrenice wyrazem drwiącym, a głos brzmiał chłodno.
— Tak — odparłam.
Wieczorem, kiedyśmy zostali sami, mąż zbliżył się i wyciągnął rękę do mnie, mówiąc:
— Zapomnij, proszę, com ci powiedział.
Wzięłam jego rękę i łzy cisnęły mi się do oczów, ale odjął dłoń swoją szybko, jakby w obawie czułej sceny i usiadł opodal.
— Czyż doprawdy sądzi, że ma słuszność — myślałam — chciałam go prosić, żebyśmy nie jechali na raut.
— Trzeba do mamy napisać, że odkładamy wyjazd, bo się będzie niepokoiła — rzekł.
— Kiedy myślisz jechać? — spytałam.
— We wtorek po raucie — odpowiedział.
— Mam nadzieję, że to nie dla mnie — rzekłam, patrząc mu w oczy, ale oczy te patrzały tak, jakby na zawsze były dla mnie zamglone. — Twarz jego wydała mi się nagle starą i niemiłą.
Pojechaliśmy na raut. Stosunki nasze niby się znowu poprawiły, ale nie były podobne do dawnych.
Siedziałam między pannami, gdy przybył książę i do mnie się zbliżył; musiałam wstać, żeby z nim rozmawiać.
Wstając, mimowoli szukałam męża oczyma, dojrzałam go w przeciwnym końcu sali; popatrzał na mnie, a potem