Strona:Lew Tołstoj - Szczęście rodzinne.djvu/77

Ta strona została uwierzytelniona.
III.

Od dnia tego stosunki nasze i życie zmieniły się do nie poznania.
Nie było już nam tak dobrze ze sobą, jak dawniej i wogóle w obecności osób trzecich, mogliśmy sobie powiedzieć daleko więcej, niż na cztery oczy.
Jeżeli podnoszono kwestyę balu, albo wiejskiego życia, to nam się w oczach ćmiło i nie mieliśmy odwagi spojrzeć na siebie, jak byśmy oboje czuli, że ta sprawa rozwarła przepaść między nami. Ja byłam przekonaną, że mąż mój jest dumny i gwałtowny, on ze swej strony sądził, że ja żyć bez świata nie potrafię, i że on musi temu nieszczęsnemu zamiłowaniu się poddać.
Unikaliśmy szczerej rozmowy i wskutek tego najfałszywiej sądziliśmy się wzajemnie.
Przed wyjazdem zapadłam na zdrowiu, co nas zatrzymało jeszcze dłużej w mieście i musieliśmy zamieszkać w podmiejskiej willi, zkąd mąż mój już sam pojechał do matki.
Chhciaż przed jego wyjazdem było mi już znacznie lepiej i prosiłam go nawet, żeby mnie zabrał ze sobą, ale wyperswadował mi to, pod pozorem, że mi to zaszkodzić może; domyśliłam się jednak o co mu chodzi; widocznie