Strona:Lew Tołstoj - Szczęście rodzinne.djvu/79

Ta strona została uwierzytelniona.

Tylko czasami, w rzadkich chwilach pieszczoty, coś mnie kłóło w serce i w jego oczach czytałam, że coś się między nami popsuło.
Odczuwaliśmy oboje tę granicę czułości, której on przejść nie chciał, a ja nie mogłam. Czasami smutek mnie ogarniał, ale starałam się go zagładzić co prędzej rozrywkami.
Światowe życie, które z początku pociągało mnie dogadzaniem próżności i małym ambicyom z biegiem czasu stało się drugą naturą i zajęło to miejsce w duszy, które zajmowało dawniej uczucie.
Nigdy już nie zostawałam sam na sam ze sobą i co prawda nie miałam odwagi, nad sobą się zastanawiać. Od rana do nocy, cały mój czas należał już nie do mnie, wtedy nawet, gdy siedziałam w domu. Było mi z tem: ani wesoło, ani smutno, ale zdawało mi się, że tak być musi.
W ten sposób przeszły całe trzy lata, podczas których stosunki nasze nie zmieniły się niby, tylko zastygły i nie mogły stać się ani lepszemi, ani gorszemi.
W tym czasie dwa wypadki przerwały tryb naszego życia, chociaż go nie zmieniły z gruntu. Było to przyjście na świat mego pierwszego dziecka i śmierć Tatjany Siemionówny.
Z początku macierzyńskie uczucie owładnęło mem sercem tak silnie, że sądziłam, iż zwiastuje mi nowe życie, ale po dwóch miesiącach, gdy znowu zaczęłam bywać w świecie i przyjmować u siebie, uczucie to stopniowo osłabło i przeszło w chłodne spełnianie obowiązku.
Mąż mój przeciwnie, od urodzenia synka przesiadywał całemi dniami w domu i całą swoją miłość przelał na dziecko.
Czasami, gdy w balowej sukni wchodziłam do dziecinnego pokoju, aby przeżegnać jedynaka, zastawałam tam męża, który spoglądał na mnie z zadziwieniem i wyrzutem.
Wstydziłam się wówczas swojej obojętności dla dzie-