cka i zapytywałam się, czyż doprawdy jestem gorszą od innych kobiet?
— Cóż począć? — myślałam — Kocham syna, to prawda, ale nie mogę z nim całych dni spędzać, bo się nudzę, a udawać nie umiem.
Dla mego męża śmierć matki była ogromnie bolesną, mówił mi nawet, że ciężko mu bez niej mieszkać w Nikolskim dworze, a ja choć żałowałam jej i współczułam mężowi, czułam się teraz na wsi swobodniejszą. Całe te trzy lata, z wyjątkiem dwóch miesięcy, spędziliśmy w mieście, a w ostatnim roku wybraliśmy się zagranicę.
Lato zeszło nam na wodach.
Miałam wówczas dwadzieścia jeden lat. Interesy nasze były w doskonałym stanie, od rodzinnego życia nie wymagałam nic po nad to, co mi ono dawało; wszyscy okazywali mi dużo sympatyi, zdrowie mi służyło, moje tualety były najpiękniejsze w tym sezonie, wiedziałam, że jestem ładna, pogoda służyła, atmosfera świetności i piękna otaczała mnie wszędzie, to też czułam się szczęśliwą.
Nie byłam już tak wesołą, jak niegdyś w Nikolsku, gdy źródło szczęścia było we mnie samej, gdy byłam szczęśliwą, bo zasłużyłam na szczęście i gdy mi się wydawało, że to szczęście, choć bezmierne, może być jeszcze większem.
Wówczas było zupełnie inaczej, ale i tego lata było mi dobrze. Niczego już nie oczekiwałam, niczego nie pragnęłam, nic mnie nie trwożyło, życie wydawało się zapełnionem, a sumienie czystem.
Z całego zastępu sezonowej młodzieży nie było nikogo kogobym mogła wyróżnić wśród reszty, Jeden tylko markiz D., Włoch, zwrócił moją uwagę, śmiałością wyrażania swojego zachwytu nademną. Korzystał z każdej sposobności, by tańczyć ze mną, jeździć konno, spotykać się w kasynie i mówił mi, że jestem piękną.
Nieraz widziałam go czatującego pod mojemi oknami.
Strona:Lew Tołstoj - Szczęście rodzinne.djvu/80
Ta strona została uwierzytelniona.