Strona:Lew Tołstoj - Szczęście rodzinne.djvu/9

Ta strona została uwierzytelniona.

ła niedgyś: że takiego męża życzyłaby sobie dla mnie. Wówczas wydało mi się to bardzo dziwnem, a nawet niemiłem; bohater mój wyglądał zupełnie inaczej. Marzyłam o młodzieńcu bladym i melancholijnym. Sergiusz Michałowicz zaś był niemłody, wysoki, trochę otyły i zawsze wesół. Pomimo to, słowa matki głęboko zapadły mi w duszę i już przed sześciu laty, kiedy on jeszcze mówił mi „ty”, bawił się ze mną i przezywał fijołkiem, nieraz zapytywałam siebie z pewnym strachem, co pocznę, gdyby mu przyszła ochota ożenienia się ze mną. Widziałam przez okno, jak zajeżdżał w małych saneczkach i kiedy znikł za zakrętem, pośpieszyłam do salonu, chcąc udać, żem go nie oczekiwała; lecz gdym usłyszała suwanie nóg, donośny głos i kroki Kati w przedpokoju, nie wytrzymałam i wybiegłam na spotkanie. Stał, trzymając Katię za rękę i coś jej żywo opowiadał. Ujrzawszy mnie, zatrzymał się i chwilkę stał patrząc i nie witając się ze mną. Czułam, że rumienię się pod tem badawczem spojrzeniem.
— Czyż to doprawdy pani? — zawołał po swojemu obcesowo — Czyż można tak się zmienić, tak wyrosnąć? Gdzież się podział fijołek? Teraz z pani róża!
Wziął w swoją szeroką dłoń moją rękę i uścisnął ją tak mocno, że aż mnie zabolała, zdawało mi się, że ją pocałuje i lekko nagięłam się ku niemu, ale uścisnął ją raz jeszcze i spojrzał w oczy wesoło, po swojemu.
Sześć lat upłynęło, jakem go nie widziała. Zmienił się bardzo: postarzał, zczerniał i zapuścił brodę z którą mu nie było do twarzy, ale pozostała mu ta sama łatwość w obejściu, ten sam wyraz szlachetny na twarzy o rysach grubych, te same oczy rozumne i uśmiech łagodny, niby dziecięcy.
Po pięciu minutach czuliśmy w nim człowieka blizkiego nam wszystkim, nie wyłączając służby, która w szczególnej uprzejmości starała się wyrazić radość z jego przyjazdu. Sergiusz Michałowicz zachowywał się zupełnie ina-