Strona:Lew Tołstoj - Wiatronogi.djvu/61

Ta strona została przepisana.

Widok dobrobytu młodego gospodarza wywoływał w Gotfrydzie uczucie poniżenia, wskrzeszał wspomnienia minionej przeszłości i budził jakąś chorobliwą zazdrość.
— Czy Mary nie szkodzi cygaro? — rzekł w końcu, zwracając się do gospodyni w sposób szczególny, którego się nabywa jedynie praktyką, grzeczny, poufały, choć lekki, w jakim ludzie obyci zwracają się do utrzymanek, zaznaczając różnicę między niemi a legalnemi żonami.
Sierpiński nie miał zamiaru obrażać gospodyni, przeciwnie w danej chwili starał się przypodobać jej i gospodarzowi, choć za nic w świecie nie przyznałby się do tego i przed samym sobą; przywykł jednak mówić w tym tonie do kobiet podobnych, zresztą wiedział, że ona sama zdziwiłaby się, a nawet obraziła, gdyby z nią postępował tak, jak z damą z towarzystwa.
Prócz tego trzeba było zachować pewne stopniowanie, chocby ze względu na prawą żonę swego przyjaciela. Dla tego rodzaju dam Sierpiński zawsze zachowywał pewne pozory szacunku, bynajmniej nie w tym celu, żeby miał być zwolennikiem tak zwanych przekonań, które propagują gazety (nie czytywał nigdy tych świstków) o godności osobistej każdego człowieka, o małej wadze sakramentu i t. p., ale dlatego, że tak postępują wszyscy porządni ludzie, a on