Strona:Lew Tołstoj - Wojna i pokój 01.djvu/116

Ta strona została uwierzytelniona.

burza wisi w powietrzu. — Zapomniałem że... postaram się o nie natychmiast.
— Dobrze, doskonale! Oddasz je do rąk hrabiny. Co za skarb to chłopczysko! — rzekł hrabia odprowadzając go wzrokiem aż do drzwi — nic u niego nie jest niepodobnem, i to mi się właśnie w nim podoba. Bo koniec końcem tak być powinno...
— Ah! te pieniądze! te pieniądze! jak ich brak daje się nam nieraz odczuć boleśnie w życiu! Te tu przydadzą mi się niesłychanie, hrabio kochany.
— Wiemy wszyscy, mała hrabinko, że bardzo wiele pieniędzy wydajesz — zażartował hrabia i odszedł do siebie.
Dostała wkrótce siedm banknotów nowiusieńkich. Właśnie je przykryła chusteczką od nosa, gdy księżna Trubeckoj weszła do jej pokoju.
— I cóż duszko? — spytała hrabina z lekkiem wzruszeniem.
— Ah! co za okropne położenie moja droga! Nie do poznania, a tak z nim źle, tak bardzo źle! Zabawiłam kilka minut zaledwie i dwóch słów nie przemówiłam!
— Anusiu, na miły Bóg! nie odmawiaj mi! — wykrzyknęła nagle hrabina, cała czerwona i tak zmieszana, tak zawstydzona, że ta jej mina dziwnie odbijała od twarzy zwiędłej, zmęczonej i z wyrazem prawie ponurym.
Zdjęła szybko chusteczkę, podając pakiecik Annie Michałównie. Ta odgadła natychmiast, co to znaczyło i pochyliła się, żeby ująć hrabinę w ramiona.
— Na Boryska umundurowanie!