Strona:Lew Tołstoj - Wojna i pokój 01.djvu/177

Ta strona została uwierzytelniona.

częściej i kłójący jak szczecina. Po dopełnieniu tej ceremonji, zmierzył córkę od głowy do stóp i rzekł porywczo, jednak z odcieniem szczerego przywiązania:
— Czujesz się zdrową? Nic ci nie brakuje?... Siadaj tam...
Porwał ze stołu zeszyt geometryczny, pisany jego własną ręką, wyciągnął nogi i przysunął sobie fotel.
— To na jutro zadanie — bąknął przewracając szybko kartki i zaznaczając paznogciem ustępy przez niego wybrane.
Księżniczka Marja pochyliła się nad stołem.
— Aha! jest też list do ciebie — dodał opryskliwie, wyciągając kopertę zapieczętowaną, z dużej teki kartonowej, wiszącej na ścianie. Adres był wypisany drobno, widocznie ręką kobiecą. Rzucił jej list na kolana.
Na widok listu, twarz Marji pokryła się krwistemi plamami. Ujęła go w drżącą dłoń i adres odczytała.
— Czy to od twojej „Heloizy?“ — spytał ojciec z uśmiechem lodowatym, wyszczerzając zęby żółte wprawdzie, ale mocne i dotąd zachowane doskonale.
— Tak... to od Julki — odpowiedziała nieśmiało.
— Pozwolę jeszcze na dwa listy, trzeci jednak odczytam. Piszecie sobie nawzajem same szaleństwa, założyłbym się pięć na sto... Odczytam więc trzeci.
— Proszę i ten przeczytać ojcze... — Podała mu list zarumieniona.
— Powiedziałem trzeci i trzeci odczytam — krzyknął list odtrącając, a przysunąwszy bliżej zeszyt z geometrją, dodał: — Zaczynajmy mościa panno...
Pochylił się nad córką, opierając lewą rękę na wy-