— Dobrze... posłuchajże mnie książe — odrzuciła Anna Pawłówna. — Jeszcze dziś wieczór pogadam o tem z Lizą Bołkońską. Kto wie? może to się da zrobić. W interesie twojej rodziny zacznę przyuczać się rzemiosła staro-panieńskiego, i zabiorę się na serjo do swatów.
Salon Anny Pawłówny zapełniał się zwolna. Zbierał się tam sam kwiat „towarzystwa“ petersburskiego. Wprawdzie towarzystwo składało się z osób różniących się z sobą tak wiekiem jak i usposobieniem. Wszyscy jednak wyszli jak to mówią: z pod jednego stempla. Córka księcia Bazylego, piękna Helena, właśnie przybyła aby zabrać ojca na bal do ambasady angielskiej. Była w stroju balowym, z liczbą złotą na ramieniu, jako freilina carowej. Nie brakło tam również kobietki najponętniejszej z całego Petersburga, drobniutkiej, śliczniutkiej i młodziutkiej księżny Bołkońskiej. Wyszła zamąż przeszłej zimy. Obecnie będąc w stanie poważnym nie mogła pokazywać się na wielkich balach; bywała jednak tu i owdzie na mniejszych zebraniach, w domach dobrych znajomych. Znajdował się również w salonie Anny Pawłówny książę Hipolit, starszy syn księcia Bazylego. Wszedł jednocześnie z Mortemart’em, którego przedstawiał wszystkim swoim znajomym. Przybył również ksiądz Morio, i wielu, wielu innych...