Strona:Lew Tołstoj - Wojna i pokój 01.djvu/189

Ta strona została uwierzytelniona.

Jej osóbka żywa i fertyczna, dziwnie odbijała od całego otoczenia księżniczki Marji, nie licując wcale z atmosferą ciężką, w tym pokoju wyglądającym ponuro i melancholijnie.
— Muszę przestrzedz księżniczkę — dodała głosem zniżonym — że książę miał jakąś sprzeczkę z Michałem Iwanowiczem. Jest w fatalnym humorze — mówiła z uśmieszkiem, jakby lubowała się sama swoją mową miękką i pieszczotliwą — wygląda ponuro, jak chmura gradowa... Miejmy się zatem na ostrożności... Inaczej biada!...
— Ah! tyle razy prosiłam cię, kochanko — odrzuciła Marja łagodnie, ale nie mniej tonem wyniosłym — żebyś mi nigdy nie wspominała o złych humorach ojca mego. Nie pozwalam sobie sądzić go, i żądam tego samego od mego najbliższego otoczenia.
Teraz dopiero gdy zegar zaczął bić, spostrzegła z przerażeniem, iż spóźniła się o całe pięć minut, gdyż o tej godzinie powinna już była siedzieć przy fortepjanie. Krokiem szybkim podążyła też do sali głównej. Podczas gdy książę drzemał, od południa, do godziny drugiej, córka miała ćwiczyć się w muzyce. Tego wymagał regulamin domowy, ułożony raz na zawsze.





XXVI.

Równocześnie zasypiał na krześle w sieniach stary, siwy kamerdyner, słysząc z jednej strony miarowe, a