Strona:Lew Tołstoj - Wojna i pokój 01.djvu/51

Ta strona została uwierzytelniona.

pięciu. Gdy młodzieńcem wrócił do Moskwy, ojciec jego mentora pożegnał i rzekł do Piotra:
„Teraz jedź do Petersburga, przypatrz się i wybieraj! Ja przystanę na wszystko. Oto list polecający ciebie księciu Bazylemu, a tu masz pieniądze. Pisuj do mnie i licz na moją pomoc w każdym wypadku“.
Od trzech tedy miesięcy Piotr szukał zajęcia i karjery odpowiedniej, nie znajdując tejże i nic nie robiąc. Potarł ręką czoło zafrasowany:
— Ten księżulek musi być chyba wolnym murarzem? — wtrącił wracając myślą do rozmowy z księdzem Morio, którego poznał na wieczorze.
— Eh! to wszystko mrzonki bez realnej podstawy! — zniecierpliwił się na dobre książę Andrzej — mówmy raczej o twoich interesach. Byłeś w koszarach? Studjowałeś konną gwardję?
— Nie byłem tam ani razu... Nad jednem atoli długo rozmyślałem i chciałem właśnie tobie o tem opowiedzieć. Mamy wojnę z Napoleonem. Gdyby tak szło o wolność, gdyby o nią walczono, zaciągnąłbym się pierwszy w szeregi. Pomagać jednak Anglji i Austrji w walce z najpotężniejszym człowiekiem, który obecnie na świecie istnieje, to nie jest dobrze i mnie się to nie podoba...
Książę Andrzej wzruszył litościwie ramionami za całą odpowiedź, na to iście dziecinne wystąpienie. Nie racząc wdawać się w dysputę na serjo, z tem starem dzieckiem, bąknął jedynie mimochodem:
— Gdyby każdy bił się tylko z przekonania i dla własnego widzimisia, nie byłoby nigdy i nigdzie wojny.