cięcych i równi wiekiem. Nie byli jednak podobni do siebie. Borys był wzrostu słusznego, blondyn jasny, piękny, ale pięknością spokojną, zimną, przypominającą regularnością linji staro-greckie posągi. Mikołaj na odwrót miał włosy kręte i ciemne, był wzrostu miernego i kształtów drobnych. Twarz jego ruchliwa, oddychała żądzą swobody i wyrażała otwartość bez granic. Nad ładnemi, ponsowemi ustami, zasiewał mu się ciemny meszek, zapowiadający z czasem wąs wspaniały. Był temperamentu niesłychanie żywego, zapalający się z łatwością, pełen zresztą szlachetnego entuzjazmu i młodzieńczej fantazji. Dość jeszcze nieśmiały i ze światem nieobyty, zarumienił się po same uszy ujrzawszy się nagle w salonie. Borys natomiast nie stracił ani na chwilę pewności siebie i moralnej równowagi. Opowiedział żartobliwie i z dowcipem jako miał zaszczyt znać niegdyś pannę Mimi, w jej rozkwiciu. Dziś atoli zestarzała się najokropniej, ma czaszkę łysą i w dodatku na pół przełupaną, jakimś fatalnym wypadkiem.
Podczas opowiadania rzucił okiem na Nataszę, która z kolei spojrzała na swego małego braciszka. Ten z oczami prawie zamkniętemi trząsł się cały od śmiechu spazmatycznego, ale cichego. Na ten widok nie mogąc dłużej wytrzymać, dzieweczka skoczyła na równe nogi i lotem strzały za drzwi wyleciała. Borys został na miejscu poważny i niewzruszony:
— Mamo, może potrzebujesz powozu? — spytał uśmiechając się nieznacznie. — Zdaje mi się, żeś miała zamiar oddać kilka wizyt przed objadem...
— Rzeczywiście... idź sprowadź — odpowiedziała matka.
Strona:Lew Tołstoj - Wojna i pokój 01.djvu/82
Ta strona została uwierzytelniona.