— Zostawi mu coś na pewno — wtrąciła hrabina.
— Wątpię, moja droga. Ci miljonerzy tacy samolubni! Udam się jednak do niego z Borysem, aby wytłumaczyć hrabiemu, jakie są nasze stosunki... Już godzina druga — tu powstała — objad u was nie zacznie się przed czwartą... Mam czasu aż nadto wiele na te odwidziny.
Księżna zadzwoniła i posłała sługę po syna.
— Do zobaczenia, duszko — rzekła do hrabiny, która odprowadziła ją do przedpokoju. — Życz mi dobrego powodzenia.
— Jedziesz odwidzieć Cyryla Władymirowicza moja droga? — zawołał hrabia wychodząc z wielkiej sali. — Jeżeli zastałabyś go cokolwiek zdrowszym, zaproś Piotra do nas na objad. Niegdyś bywał często w naszym domu i tańcował z naszemi dzieciakami. Zobaczymy czego też dokaże nasz Taras. Zaręczał mi przed chwilą, że nawet hrabia Orłow, nie dał nigdy nikomu takiego objadu, jak ten, który on dla nas dziś przygotowuje.
— Mój drogi Borysku — przemówiła księżna do syna, gdy powóz Rostowów, oddany jej na rozkazy, wjeżdżał z ulicy grubo słomą wyścielonej, na olbrzymi dziedziniec pałacu Bestużewa — mój Borysku — powtórzyła wycią-