się w ziemię z hukiem i hałasem, rozrzucając w koło siebie piasek i glinę. Obok szałasu stojący uczuli, jakby lekkie trzęsienie ziemi. Tonszyn wyleciał jak z procy, trzymając w zębach niedopaloną fajeczkę na krótkim cybuszku. Jego twarz inteligentna i z wyrazem najpoczciwszym w świecie, pobladła cokolwiek. Za nim, w tropy, wybiegł oficer od piechoty, z głosem stentorowym. Dopinał po drodze resztę guzików w mundurze, spiesząc na łeb na szyję do swojego oddziału.
Książę Andrzej siedząc na koniu, wytężył wzrok, aby dopatrzeć się na szerokim widnokręgu, zkąd pocisk z taką siłą został wyrzucony. Spostrzegłszy lekkie falowanie, w owej ciemnej masie, która dotąd stała nieruchomo. Była to rzeczywiście francuzka baterja, tak jak się tego domyślał na pierwszy rzut oka. Dwóch jeźdców na koniach pędziło galopem, u której podnóża, maszerował niewielki oddział nieprzyjacielski, z widocznym zamiarem wzmocnienia swoich forpoczt. Jeszcze unosił się dym w powietrzu, kiedy padł strzał drugi i znowu podniósł się słup dymu. Zaczęto bitwę. Książę Andrzej popędził co koń wyskoczy nazad do Grounth, aby połączyć się z Bagrationem. Za nim coraz bardziej wzmagała się kanonada; odpowiadano na nią dzielnie po stronie