Strona:Lew Tołstoj - Wojna i pokój 03.djvu/161

Ta strona została uwierzytelniona.

dziwnie rozdrażniony. Przechodziły dreszcze i po jego ciele na każdy odgłos ognia z ręcznej broni, jakby odczuwał myśli i podniecenie gorączkowe, swego jeźdźca dostojnego.
Car uśmiechnął się błogo, wskazując jednemu ze swoich najserdeczniejszych, oddalające się bataljony.





XVI.

Kotuzow otoczony adjutantami, posuwał się zwolna w ślad za piechotą.
O pół wiorsty od miejsca, gdzie rozmawiał z carem, zatrzymał się przy domu na uboczu. Był on prawdopodobnie oberżą, opuszczoną w tej chwili, a postawioną przy zetknięciu się dwóch dróg, które szły z gór i były obecnie zalane wojskiem rosyjskiem.
Mgła rzadła i opadała coraz bardziej. Teraz można już było dojrzeć i rozpoznać gołem okiem, tłumy armji nieprzyjacielskiej, stłoczone i poruszające się na pozór chaotycznie na wyżynie przeciwległej. Słychać było silną strzelaninę na lewo w dolinie. Kotuzow rozmawiał właśnie z jenerałem austrjackim, gdy książę Andrzej poprosił tego ostatniego, aby mu pozwolił na chwilę swojej lunety.
— Patrz książę, patrz — wtrącił Austrjak — tam oto stoją Francuzi. — Wskazał palcem nie żaden punkt oddalony, ale nader bliski, naprzeciw nich, u stóp wzgórza.