zręcznie do zrozumienia, że tego wieczora mają rozstrzygnąć się przyszłe losy księżniczki Heleny. Księżna Kurakin, niegdyś piękność pierwszorzędna, dziś jeszcze imponująca, mimo że rysy twarzy rozlały się cokolwiek, a kibić popsuła zbyteczna otyłość, siedziała na głównem miejscu przy wieczerzy. Po jednej i drugiej stronie miała gości najznakomitszych: jakiegoś jenerała z żoną i pannę Scherer. Dalej pousiadali inni goście; Piotr, ma się rozumieć, obok Heleny. Książe Bazyli nie jadał nic na wieczór, nie usiadł więc przy stole, tylko przechadzał się po sali, rzucając po słówku od niechcenia, to jednemu, to drugiemu z zaproszonych.
Był w doskonałym humorze, każdemu prawił grzecznostki, prócz Piotra i Heleny, do których ani się odezwał, jakby wcale nie spostrzegał ich obecności. Stół jadalny był rzęsiście oświetlony. Mnóstwo świec płonących odbijało się jaskrawo, w pysznej zastawie z srebra, kryształów i kosztownej sewrskiej porcelany. W koło stołu kręciła się służba, w liberji ponsowej, suto szamerowanej złotemi galonami. W sali panował gwar niesłychany. Słychać było ze wszech stron szczęk nożów i widelców, brzęk szklanek, kieliszków, talerzy, i głosy pomięszane rozmawiających. Pewien stary i łysy szambelan, zapewniał żartobliwie, równie niemłodą baronowę, siedzącą obok niego, o swojej dla niej namiętnej miłości. Staruszka odpowiadała mu na te oświadczyny płomieniste, wybuchem śmiechu szalonego. Inny gość opowiadał najnowszy skandalik, który zdarzył się w budoarze najulubieńszej aktorki, Marji Wiktorówny. Książę Bazyli znowu ściągał ogólną uwagę dam, opisując im w sposób
Strona:Lew Tołstoj - Wojna i pokój 03.djvu/26
Ta strona została uwierzytelniona.