Strona:Lew Tołstoj - Wojna i pokój 03.djvu/74

Ta strona została uwierzytelniona.

osób dostało temi dniami wiadomości z teatru wojny. Ile razy wpadała na ten temat, wlepiała w nią hrabina wzrok badawczy, hrabia zaś spuszczał oczy, i mienił się na twarzy, jak winowajca, który lęka się, żeby go nie schwytano na gorącym uczynku. Wtedy Anna Michałówna, ze zręcznością, którejby jej mógł pozazdrościć nie jeden wytrawny dyplomata, zwracała rozmowę na inne tory. Jedna Nataszka, która była najbystrzejszą z całej rodziny i umiała chwytać w lot, najlżejszy odcień w mowie każdego i każdą zmianę w jego fizjognomji, słuch wytężyła, odgadując, że coś wisi w powietrzu, a to „coś“, odnosi się do jej brata. Domyśliła się również, że ową tajemnicę posiadają wspólnie ojciec i księżna Trubeckoj i że ta ostatnia ma sobie polecone, przygotować matkę na tę wielką nowinę. Mimo całej swojej śmiałości i rezolutności, tym razem przez wzgląd na matki miłość dla Mikołaja, posuniętą do granic ostatecznych, Nataszka nie zadała podczas objadu ani jednego pytania. Kręciła się tylko na krześle, to w tę, to w ową stronę, ku wielkiemu niezadowoleniu siedzącej obok niej nauczycielki. Prawie nic nie jadła, taki miotał nią niepokój. Skoro wstano od stołu, dopadła księżnę, pociągnęła w kąt najciemniejszy, a uwiesiwszy się jej na szyi i ściskając do uduszenia, zaczęła błagać:
— Ciociu! cioteczko najdroższa. Co to się święci?...
— Ależ nic zupełnie, moja mała!...
— Ciociu! duszyczko moja. Ty z tatkiem o czemś wiecie. Nie puszczę cię, póki mi nie powiesz.
Anna Michałówna głową potrząsła:
— Sprytna z ciebie dzieweczka, nie ma co mówić.