Rostow nic już na to nie odpowiedział. Sonia uderzyła go wczoraj wieczór swoją śliczną twarzyczką, a dziś rano wydała mu się jeszcze stokroć ładniejszą. Miała dopiero lat szesnaście, kochała go szalenie i był pewny że ta jej miłość nigdy się nie zmieni. Czemuż nie miałby kochać jej nawzajem, odkładając na czas nieograniczony wszelkie projekta małżeńskie?
— Mam jeszcze przed sobą tyle przyjemności i rozkoszy nie znanych mi dotąd — pomyślał. — W ten sposób wszystko ułoży się jak najlepiej i ja nie będę niczem związany.
— Doskonale — wykrzyknął głośno. — Zresztą pogadamy jeszcze o tem... Nie uwierzysz jak się czuję szczęśliwym że cię widzę. A ty, czyś została wierną Borysowi?
— Ah, szaleństwo — parsknęła śmiechem. — Nie myślę ani o Borysie, ani o żadnym innym i nie chcę wiedzieć o nikim.
— Brawo! Ale w takim razie...
— Chcesz wiedzieć co ze mnie będzie? — Nataszka mrugnęła figlarnie oczkami. — Widziałeś Duport’a, sławnego baletnika? Nie? No! to niczego nie zrozumiesz. Popatrz tylko! — Nataszka zaokrągliła ramiona chwytając delikatnie dwoma palcami fałdy sukienki. Potem puściła się w taniec szalony, robiła kroki najtrudniejsze entrechat, piruety i tym podobnie, nakoniec przeszła przez pokój, lekka jak sylfida, na samych koniuszkach palców u nóg. — Widzisz? umiem chodzić na palcach, jak sławny Duport. Otóż nie wyjdę nigdy za mąż, tylko wstąpię do baletu. Ale o tem nie trzeba jeszcze mówić nikomu.
Strona:Lew Tołstoj - Wojna i pokój 04.djvu/13
Ta strona została uwierzytelniona.