wybuchu radości, rzuciła mu się była na szyję, ściskając po dawnemu. Teraz rozumieli oboje, że coś podobnego nie powinno się powtarzać. Czuł ciężący na sobie wzrok badawczy matki i sióstr, które śledziły ciekawie każdy ruch jego. Pocałował Sonię w rączkę, pytając: — Czy „kuzyneczka“ dobrze spała tej nocy? — Ich oczy tymczasem, patrzyły w siebie jak w tęczę, z czułością niewypowiedzianą, i zdawały się pieścić nawzajem, powtarzając „ty! ty!“ bez końca. Wzrok Soni błagał niejako o przebaczenie, że śmiała przypomnieć mu przeszłość za pośrednictwem Nataszki, i jednocześnie dziękował mu za jego miłość dotąd niewygasłą i niezapomnianą. On ze swojej strony dziękował jej, że rozwiązywała go ze słowa danego i dawał jej do zrozumienia czułem spojrzeniem, że nigdy jej kochać nie przestanie. Czyż można zresztą było patrzeć na nią, a nie kochać?
— Coś szczególnego — wtrąciła Wiera korzystając z chwili ogólnego milczenia. — Sonia i Mikołko „kuzynkują“ się teraz, jakby dalecy krewni — Miała słuszność jak zawsze, ale jak zawsze wyrwała się nie w porę z swoją uwagą. Każdy, nie wyłączając samej hrabiny, która widziała w tej miłostce nieszczęsnej, li zawadę do świetnej partji, o czem od dawna marzyła dla syna... każdy poczerwieniał zmięszany, rzucając na Wierę wzrokiem pełnym wyrzutów.
Wyprowadził ich z kłopotu Denissow, który wszedł w tej chwili, w galowym mundurze, wyświeżony, wypomadowany, ufryzowany, cały woniejący, jakby szedł do ataku podczas bitwy. Jego szarmantowanie i ugrzecznienie nadzwyczajne wobec dam, były dla Rostowa prawdziwą niespodzianką.