Pańszczyzna zatem zwiększyła się, zamiast zmniejszyć, jak stało napisane w kłamliwych raportach. Tam, gdzie pełnomocnik zapisywał w księgach dochodu, że zniesiono tyle i tyle dziesięcin od chłopów, w snopach, ulach z pszczołami, motkach z lnu i konopi, w drobiu, i tym podobnie... zastępywano te dary, zdwojoną liczbą dni pańszczyźnianych. Piotr zachwycony pomyślnym rezultatem swojej objażdżki, czuł się rozpromienionym nową żarliwością filantropijną, i pisał listy sążniste, pełne uniesień do brata instruktora, jak nazywał Wielebnego.
Jak to łatwo być dobrym! Nie potrzeba wcale nadzwyczajnego wysiłku po temu — myślał Piotr — a jak mało staramy się o to.
Czuł się najszczęśliwszym z okazywanej mu wdzięczności. Zawstydzała go jednak ta sama wdzięczność, gdy zastanowił się o ile więcej dobrego mógłby był zdziałać do tego czasu.
Pełnomocnik naczelny, głupi ale chytry jak lis, przeniknął na wskroś młodego hrabiego, który mimo wykształcenia i niepospolitej inteligencji, był jak dziecko naiwnym i łatwowiernym. Oszukiwał go też i wyzyskiwał na wszystkie strony. Skorzystał z dobrego wrażenia, które na Piotrze wywarły procesje chłopskie, (urządzone i nakazane najostrzej przez pełnomocnika rządcom, pod karą natychmiastowego wypędzenia ze służby nader korzystnej), aby w nich znaleść nowe argumenta, przeciw usamowolnieniu poddanych. Przekonywał młodego dziedzica, i zapewniał najuroczyściej, że lud po wsiach czuje się obecnie najszczęśliwszym, i każda zmiana wypadłaby li na tegoż niekorzyść.
Strona:Lew Tołstoj - Wojna i pokój 04.djvu/169
Ta strona została uwierzytelniona.