Strona:Lew Tołstoj - Wojna i pokój 04.djvu/180

Ta strona została uwierzytelniona.

twardy siennik za piecem. Bo dla nas myśleć, jest taką samą potrzebą, jak dla chłopa uznoić czoło orką lub kośbą. Skoro przestanie pracować fizycznie, pójdzie czas wolny zapić w karczmie, albo się rozchoruje... Tydzień jego pracy nużącej, zabiłby mnie najniezawodniej!.. Tak samo, gdyby kazano chłopu żywić się dobrze, tak jak ja i ty, a przytem prowadzić życie na pozór próżniacze, jak nasze... nie wytrzymałby tak samo!... O czemże jeszcze marzysz? Aha! o szpitalach i lekarzach! Ma udar na mózg dajmy na to... no! i ginie... Ty każesz go brać do szpitala, puszczają mu krew, stawiają pijawki, wizykatorje... uzdrawiają częściowo... Żyje, ale na pół sparaliżowany... żyje latami, ciężarem najokropniejszym sobie i drugim. Czy nie byłoby stokroć lepiej, pozwolić mu umrzeć od razu? Zawsze jeszcze nadto ludzi na świat przychodzi! Inna kwestja zupełnie, jeżeli uważasz, że w tym chorym tracisz dwie ręce robocze. Oto mój sposób zapatrywania się na tę sprawę. Ty atoli, chcesz ich leczyć przez miłość bliźniego, a tego oni wcale nie potrzebują. Jeszcze jedna z naszych błogich ułud, że medecyna potrafiła kogokolwiek uleczyć! W zabijaniu ludzi, przewyższa rzeczywiście sama siebie, to prawda!
Wypowiedział słowa ostatnie z goryczą niewysłowioną. Było widocznem, i łatwo można było dymyśleć się po sposobie jasnym i dobitnym, w jakim wygłaszał Andrzej swoje zdanie w tym względzie, że nie raz i nie dwa, rozbierał w myśli kwestje podobne. Mówił z ogniem i z zapałem, jak człowiek, któryby był od dawna pozbawiony tej przyjemności. Wzrok mu się rozpromieniał, w