od bitwy pod Austerlitz, odszukał swoje niebo, bezdenne, idealne, to samo, które rozciągało się wtedy po nad jego głową, gdy leżał ranny na polu. Uczucie uśpione w nim oddawna, najlepsze z niego całego, zbudziło się na nowo w jego duszy; odradzała się w nim młodość i szczęścia pragnienie. Skoro powrócił do swoich codziennych zatrudnień, uczucie to zacierało się i słabło po trochę. Jednak od chwili owej rozmowy z Piotrem, i mimo że nic się na pozór nie zmieniło w trybie jego życia, Andrzej czuł jakieś dziwne drgania w sercu, niby zapowiedź zupełnie odmiennego życia moralnego w przyszłości.
Ściemniło się już było zupełnie, gdy zajeżdżali główną bramą, przed dom w Łysych Górach. Książę Andrzej zwrócił śmiejąc się uwagą Piotra, na popłoch niesłychany i ruch na dziedzińcu, który wszczął się na widok ich pochodni, pozapalanych w głównej alei do domu prowadzącej. Drzwiami bocznemi pałacu, wysuwały się trwożliwie jakieś cienie. Staruszka uginająca się pod ciężarem sporego worka, który dźwigała na plecach; później jakiś mężczyzna wzrostu małego, z długiemi włosami, ubrany całkiem czarno, uciekli natychmiast, gubiąc się w ciemnym szpalerze. Jeszcze dwie kobiety dopędziły tych dwoje pierwszych, oglądając się trwożliwie na zbliżający się powóz.