Strona:Lew Tołstoj - Wojna i pokój 04.djvu/33

Ta strona została uwierzytelniona.

głosów. Wzruszony do tego stopnia, że zaledwie wstrzymywał się od płaczu, powtarzał raz po raz: — „Zdrowie najjaśniejszego pana!“ — a wypiwszy wino duszkiem, cisnął kieliszkiem na posadzkę Kilku poszło za jego przykładem i hałas wzmagał się coraz bardziej. Gdy wreszcie uspokojono się cokolwiek w ferworze, a służba pozmiatała szkła kawałki, jaki taki usiadł napowrót, uszczęśliwiony, że zamanifestował swoje dla cara przywiązanie, takim potężnym brzękiem i szczękiem. Za chwilę ojciec Rostow podniósł się znowu, spojrzał na spis toastów, przed nim rozłożony i wzniósł toast na cześć bohaterskiego wodza z ostatniej kampanji Piotra Iwanowicza Bagrationa! Tak samo jak za pierwszym razem, oczy zaszły mu łzami rozczulenia, i tak samo podniosło się trzysta głosów jak jeden, wrzeszcząc „hurra!“ — w niebogłosy. Tym razem odezwał się chór śpiewaków, ze znaną kantatą, skomponowaną niegdyś dla Kotuzowa:

„Rusy nie znają zapory,
„Każdy z nich do zwycięstwa skory“...

Tylko przy końcu, zamiast Kotuzowa, wsadzono w wiersz nazwisko Bagrationa.
Zaledwie przebrzmiały ostatnie dźwięki kantaty, szły dalej toasta jeden za drugim, niby tytuły w akafiście do Św. Mikołaja Cudotworcy.
Stary Rostow z łez nie osychał; pito na umor, tłukąc coraz więcej szklanek i talerzów, i krzyczano do zupełnego zachrypnięcia. Wznoszono po kolei zdrowie wszystkich biesiadników, a gdy ktoś przemówił o zasługach Stefana Andrzejewicza, hrabiego Rostowa, pod-