Piotr dostąpił tego zaszczytu, że go przyjęto na czwartego partenera, w partji Bostona razem z Rostowem, jenerałem i pułkownikiem. Traf zdarzył, że usiadł naprzeciw Nataszki. Uderzyła go niesłychana zmiana w jej fizjognomji i całem zachowaniu. Milczała zawzięcie, i wydałaby się była prawie brzydką, gdyby nie wyraz dziwnej słodyczy w wyrazie twarzy. Zdawała się zresztą na wszystko zupełnie obojętną. Odpowiadała Borysowi pół-gębkiem, nie patrząc wcale na niego. — „Co jej się stało?“ — pomyślał Piotr. Zrobił był właśnie pięć lew i tasował karty na nowo, gdy usłyszał czyjeś kroki i spostrzegł ruch pewien koło drzwi prowadzących z salonu do przedpokoju. Mimowolnie poszukał wzrokiem Nataszki i osłupiał. — „Cóż to za przeobrażenie w jednej chwili?“ — spytał w duchu.
Nataszka istotnie zmieniła się do niepoznania. Jej twarz płonęła żywym rumieńcem, oczy lśniły niby czarne djamenty; zdawało się że tchu złapać nie może. Przed nią stanął Andrzej, patrząc jej w oczy słodko i czule. Ogień to wewnętrzny, którym płonęła jej twarzyczka, tak ją był przeistoczył. Nagle zajaśniała pięknością prawie nadziemską, którą przed chwilą była utraciła... Teraz odszukiwał w niej Piotr Nataszkę z balu, czarodziejkę istną, przykuwającą tłum cały do swego rydwanu!
Z koleji Andrzej zbliżył się, aby się z nim przywitać. I w nim odkrył Piotr wyraz niezwykły szczęścia, rozradowania, niby drugiej młodości rozkwitającej w całej pełni. Takim nie znał go wcale. Póki trwała partja Bo-
Strona:Lew Tołstoj - Wojna i pokój 05.djvu/108
Ta strona została uwierzytelniona.
XXI.