— Ah! to więc ty książę uwolniłeś chłopów od robienia pańszczyzny? — wykrzyknął tonem gorżkiego sarkazmu, stary bojar z czasów Katarzyny.
— Była to mała wioszczyna, która i tak nic mi nie niosła — odrzucił Andrzej, chcąc się niejako usprawiedliwić z tej darowizny.
— Także ci z tem było spieszno książę? — stary gderał dalej rozsierdzony. — Pytam się tylko, kto też będzie orał i siał, gdy chłopów usamowolnimy?... Wierzcie mi panowie: łatwiej prawa napisać, niż je potem w czyn wprowadzić — zwrócił się starzec teraz do Kuczubeja. — Ot naprzykład: powiedz mi też hrabio z łaski swojej, za co będę ci nieskończenie obowiązany... kogo teraz zamianują prezydentami rozmaitych trybunałów, jeżeli będzie warunkiem niezbędnym składanie przed tem egzaminów prawniczych?
— Sądzę że tych, którzy potrafią złożyć takowe — rzekł Kuczubej.
— Zaraz ci na to odpowiem hrabio, przytaczając przykład namacalny. Znasz przecie prezydenta Pryachnikowa? Wszak to człowiek zdolny i najzacniejszy, ale sześćdziesięcioletni... Czyż i on będzie zmuszony zasiąść na nowo ławę szkolną?
— Tak, to jest rzeczywiście szkopułem dość znacznym — bąknął Kuczubej — tem bardziej, że jak dotąd, nauki i wogóle oświata, stały u nas na tak niskim stopniu, że... — Kuczubej urwał w pół, a wziąwszy Andrzeja pod ramię, pospieszył z nim razem naprzeciw mężczyzny, wzrostu bardzo słusznego, który wszedł był do salonu. Mimo że jego czoło olbrzymie i na przód wydane, po-
Strona:Lew Tołstoj - Wojna i pokój 05.djvu/24
Ta strona została uwierzytelniona.