nim po trochę na „wielkiego człowieka“. Czy ocenił był należycie Andrzeja zdolności, czy po prostu chciał go przykuć, uznawszy to za pożyteczne dla siebie? Było to bądź co bądź faktem dokonanym, że nie opuścił żadnej sposobności, aby nie pochlebić zręcznie Bołkońskiemu, dając mu delikatnie do zrozumienia że jego wysoka inteligencja, czyni go godnym wznieść się aż do niego i że jeden Andrzej był w stanie pojąć należycie głębokość i gienjalność pomysłów „wielkiego człowieka“, jak niemniej bezdenną głupotę „innych“.
Powtarzał mu setki razy frazesa w tym rodzaju:
— U nas, co tylko wychodzi po za gościniec ubity raz na zawsze, co przewyższa niski poziom ogólnych pojęć... — lub też: — My pragniemy, żeby wilcy byli tak samo żywieni i protegowani, jak i biedne owieczki przez nich mordowane... — nakoniec: — Oni nie mogą nas zrozumieć...
Przy tych słowach robił taką minę, jakby myślał w duszy:
— Ja i ty książę wiemy ile warci oni, a czem my jesteśmy!
Ta powtórna rozmowa, jeszcze serdeczniejsza i bardziej otwarta, spotęgowała pierwsze wrażenie odniesione po poznaniu się z Sperańskim. Widział w nim człowieka niezwykłego i nader głębokiego myśliciela, który tylko siłą woli niezłomnej, doszedł do takiej władzy, używając tejże z najwyższym pożytkiem dla Rosji. Był on właśnie owym filozofem, którego szukał i jakim radby był sam zostać. Umiał tłumaczyć logicznie wszelkie zjawiska w życiu ludzkiem, uznawał jako prawdę niezbitą
Strona:Lew Tołstoj - Wojna i pokój 05.djvu/32
Ta strona została uwierzytelniona.