o dyplomy i tytuły fundacyjne. Zajął się gorliwie rozkrzewianiem Masonerji w kołach coraz szerszych. Dał znaczną sumę potrzebną na dokończenie ich „świątyni“, i dopełnił własnemi pieniądzmi, jałmużnę niedostateczną dla ubogich „członków“, którą zbierano podczas posiedzeń. W tym względzie, stowarzyszeni okazywali się niesłychanie skąpymi i niesłownymi. Utrzymywał również własnym kosztem dom przytułku dla ubogich braci, zaprowadzony przez Masonów. Zresztą uległ znowu dawnym nawyczkom i namiętnościom. Lubił dobrze jeść, a jeszcze lepiej pić. Nie mógł wogóle wstrzymać się od rozmaitych przyjemnostek i wybryków życia kawalerskiego, mimo że je uważał za niemoralne, a nawet hańbiące go poniekąd.
Mimo gorliwości, jaką był zrazu rozwinął, w tem i owem, czuł pod koniec roku, że owa masońska „ziemia obiecana“, zaczyna mu się z pod stóp usuwać. Doświadczał przykrego wrażenia człowieka, który stawiając nogę z całem zaufaniem na pozornie gładkiej powierzchni, nagle czuje jak ta noga zaczyna grzęznąć w bagnie. Wysuwa niebacznie drugą, aby zbadać dokładniej, o ile grunt jest twardym, i oto zapada się w błoto po kolana. Tak stało się i z Piotrem, a teraz brnął dalej w tem błocie.
Bazdejew, odsunięty zupełnie od przewodnictwa w lożach petersburgskich, nie opuszczał wcale Moskwy. „Bracia“, byli to po większej części światowcy, których Piotr spotykał co chwila po salonach stolicy. Nie mogło mu się to nieraz w głowie pomieścić, że taki libertyn jak książę B., lub człowiek niejakiej wartości jak hrabia
Strona:Lew Tołstoj - Wojna i pokój 05.djvu/36
Ta strona została uwierzytelniona.