jeszcze spieszono się, kończąc dopiero toalety. Ileż pieniędzy wydano na te przybory balowe, a jaką trwogą ściskały się serca całej rodziny, na myśl o tym balu! Nie wiedziano zrazu czy przyjdzie zaproszenie? Gdy nadeszło, było kwestją żywotną pytanie, czy suknie będą na czas gotowe? Czy wszystko tak wypadnie, jak sobie tego życzono?
Miała im na bal towarzyszeć jak wszędzie, stara freilina dworska, hrabianka Perońska. Chuda jak tyka, żółta jak pargamin, z małemi buremi świdrowatemi oczkami, stara panna uchodziła nie mniej za wyrocznią dobrego tonu. Była daleką krewną i przyjaciółką serdeczną hrabiny Rostow. Z tego więc tytułu opiekowała się młodemi dziewczątkami, dodając gustu parafiankom i ucząc dobrego tonu i etykiety wielkoświatowej. Ułożono, że punkt o dziesiątej w nocy, Rostowy po nią zajadą. Tymczasem dziesiąta uderzyła, a panny nie były gotowe ani w połowie.
Był to pierwszy wielki bal, na którym miała się pokazać Nataszka. Wstała dnia tego o ósmej z rana, będąc ciągle w podnieceniu gorączkowem. Wszystkie jej usiłowania dążyły do jednego celu. Aby wszystkie trzy były ubrane bez zarzutu, według ostatniej mody. Było to nie lada zadanie, które zdano na nią w zupełności, wraz z całą odpowiedzialnością, gdyby cel nie był osiągnięty. Hrabina miała suknię aksamitną, mieniącą się, między barwą fiołka i bławata, ugarnirowaną pysznemi staremi weneckiemi koronkami. Dla panienek przygotowano sukienki jednakowe, lekkie i powiewne jak mgła, ubarwiona jutrzenki blaskami purpurowemi. Na różowym
Strona:Lew Tołstoj - Wojna i pokój 05.djvu/72
Ta strona została uwierzytelniona.