stanowił, wzbudzało w nim wstręt najwyższy. Przestał prowadzić zapiski w dzienniku, unikał starannie wszelkiego zetknięcia z masonami, pojawił się na nowo w klubie, rozpoczął dawną hulatykę kawalerską, pił i jadł, jadł i pił. Wkrótce stał się tak głośnym i sławnym, że jego dostojna i cnotliwa małżonka, widziała się zmuszoną skarcić go ostro i surowo za tak skandaliczne wybryki. Piotr przyznał jej słuszność we wszystkiem i uciekł do Moskwy, aby Heleny nie kompromitować swojem niestosownem zachowaniem. (Ona sama była teraz w wielkich łaskach, u pewnego księcia krwi). W Moskwie uczuł się nareszcie w domu... u siebie. Wszystko go radowało, zwiastując, że nareszcie, po wielu burzach, zawinął szczęśliwie do portu. Nawet kuzynki schnące na pniu, niby kłosy wcale nie zżęte i w zimie śniegiem przyprószone, nie sprawiały mu przykrości. Rad był licznej służbie snującej się bezczynnie z kąta do kąta. Zachwycała go kaplica z cudowną Matką Bożą Iwerskają, jaśniejąca dzień i noc setkami świec płonących. Z niemniejszą radością powitał wielki plac Kremliński, pokryty śniegiem trzeszczącym pod nogami, zobaczył stojących rzędem izwoszczyków i sklepy Kitajgrodzkie. Odwidzał dawnych, starych znajomych, dożywających w Moskwie reszty dni swoich, cicho i spokojnie. Brał udział w balach i objadach klubu Angielskiego... Moskwa oddziałała na niego tak błogo, jak gdy ktoś spracowany przez cały dzień, wraca do domu uznojony, zrzuca czemprędzej strój ciasny, galowy i wciąga na siebie z lubością, stary szlafrok, watowany, ciepły, miękki i wygodny, choćby nawet po trochę brudny i wymaziany.
Strona:Lew Tołstoj - Wojna i pokój 06.djvu/103
Ta strona została uwierzytelniona.