kroku, gdziekolwiek zwrócił się, chcąc pracować dla dobra ludzkości, ubezwładniało jego chęci najszczersze. Trzeba było bądź jak bądź, czemś życie zapełnić. Dręczony wiecznie przez kwestje palące, a których nie był w stanie rozwiązać, rzucał się rad nie rad w wir światowy, aby o nich zapomnieć bodaj na chwilę, aby odurzyć się po prostu, rozrywkami rozmaitemi.
Książki połykał formalnie. Czytał wszystko, co mu wpadło pod rękę. Zasypiał nawet z książką w ręce i lokaj miał nakazane pamiętać zawsze o wsunięcie jakiegoś dzieła pod poduszkę. Tak żył z dnia na dzień, czytając po trochę, ale daleko więcej czasu poświęcając czczym salonowym paplaninom, w klubie lub w jakim domu prywatnym, gdzie jadł, pił i zabawiał się z kobietami.
Trunki gorące stawały mu się z dniem każdym potrzebniejsze, tak fizycznie, jak nawet i moralnie. Pił namiętnie, wbrew przestrogom lekarzy, którzy obawiali się skutków jak najgorszych z tego nałogu dla Piotra, ze względu na jego krwistość i otyłość coraz pokaźniejszą. Czuł się dopiero szczęśliwym i całkiem swobodnym, po wypiciu kilku kieliszków mocnej wódki, i przynajmniej jednej butelki dobrego wina. Wtedy miłe ciepło rozlewało mu się po ciele; dla otaczających był serdecznym, usłużnym, miłym, że choć do rany przyłóż. Umysł rozjaśniał mu się, pojmował wszystko, niczego atoli nie zgłębiając za nadto. Tylko w takim stanie lekkiego upojenia, węzeł gordyjski, którym był sobie najfatalniej życie zawiązał, nie wydawał mu się tak straszną zagadką. Sądził nawet, że da się rozplątać z wszelką łatwością. Powtarzał w duszy: — „Potrafię go rozciąć...
Strona:Lew Tołstoj - Wojna i pokój 06.djvu/110
Ta strona została uwierzytelniona.