cerka, młoda jeszcze, ale chuda jak szczypka i z nogami długiemi jak u żurawia. Ta ukryła się najprzód za kulisami, poprawiając coś około staniczka tak krótkiego, że co chwila groził zupełnem zniknięciem. Z tem się ile tyle załatwiwszy, wybiegła na środek sceny i zaczęła wyprawiać skoki niepojęte. Publiczność, doprowadzona do szału, krzyczała, tupała, biła oklaski ogłuszające. Z kolei wysunął się z po za kulisy po prawej stronie Duport, także w trykotach, baletnik biorący za swoje entrechats i skoki rozmaite sześćdziesiąt tysięcy franków rocznie. Teraz publiczność zdawała się tracić zmysły z nadmiaru radości. Baletnik stojąc na jednej nodze, kłaniał się na wsze strony, z najsłodszym uśmiechem. Rozpoczęło się świetne pas de deux. Gdy powtórzono go dwa razy, na gwałtowne dopominanie się o to publiczności, król powiedział słów kilka w rodzaju recitativa, tańce ustały, a odezwał się chór w głębi. Nagle zerwała się burza, którą orkiestra starała się oddać na trąbach i basach, za pomocą mnóstwa gam chromatycznych. Tłum rozbiegł się uprowadzając dziewczynę w koszuli i kortyna zapadła. Publiczność przywoływała z dziesięć razy Duport’a i ową chudą baletnicę, z zapałem nie dającym się opisać. Rzecz szczególna. Nataszka już się niczemu nie dziwiła, znajdowała przeciwnie wszystko zupełnie naturalnem i uśmiechała się razem z innymi, ciesząc się tem, na co patrzyła.
— Nieprawdaż, że ten Duport niezrównany? godny podziwienia? — spytała ją Helena.
— Rzeczywiście — potwierdziła Nataszka, z całą szczerością.