dzieścia tysięcy rubli, w którą to sumę siostra go zaopatrzyła, tym razem będąc szczególnie dobrze dla niego usposobioną.
Dwaj świadkowie, Gwostykow, niegdyś dependent u adwokata, a dziś pijak zawołany i niejaki Makaryn, huzar w odstawce, byli oddani Kurakinowi, duszą i ciałem. Ci zapijali „czaj“ w gabinecie obok pokoju sypialnego Dołogowa. Tu całe ściany były obwieszone perskiemi, nader kosztownemi tkaninami i zbroją najrozmaitszą. Na posadzce, prócz perskich kobierców, leżały skóry z białych niedźwiedzi, rysiów i innych zwierząt drapieżnych ślicznie wyprawione. Dołogow miał na sobie perski bechmel (rodzaj burki służącej do podróży), a na nogach wysokie, ciepłe buty filcowe. Siedział przed biurkiem otwartem, przeglądał i zsumowywał rachunki, odkładając na bok jedną paczkę banknotów po drugiej. Sumy ogólne zapisywał do małej, eleganckiej książeczki, oprawnej w pąsowy marokin.
— Trzeba będzie dać ze dwa tysiące rubli Gwostykowowi, nieprawdaż?
— Daj ile myślisz — odpowiedział Anatol na pytanie, najobojętniej w świecie. Nadszedł był właśnie ze swojego pokoju, w którym lokaj Francuz, resztę jego rzeczy zbierał, pakując do tłumoka i walizy podróżnej.
— Co się tyczy Makarki — tak nazywano dla skrócenia Makaryna — ten nic nie przyjmie, bo poświęca się li z przyjaźni dla ciebie. Gotówby za tobą wskoczyć w ogień, czy w wodę. No, skończyłem wreszcie żmudną pracę... Rachunki w zupełnym porządku... patrzaj — dodał, podając książeczkę Anatolowi.
Strona:Lew Tołstoj - Wojna i pokój 06.djvu/205
Ta strona została uwierzytelniona.