Strona:Lew Tołstoj - Wojna i pokój 06.djvu/241

Ta strona została uwierzytelniona.
XXXV.

Powrócił Piotr tego samego wieczora do Marji Dmytrówny, aby spełnić poleconą mu misję. Nataszka była już w łóżku, hrabia w klubie. Oddał więc listy Soni, a sam poszedł odwidzieć panią domu, która była niesłychanie ciekawą, jak też książę Andrzej zniósł ów zawód bolesny? W chwilę później zjawiła się Sonia.
— Nataszka prosi pana hrabiego — przemówiła.
— Ale jakżeż ja tam Piotra zaprowadzę? — zauważyła Marja Dmytrówna. — Taki w jej pokoju nieład straszliwy.
— Wstała i czeka na hrabiego w pokoju bawialnym — Sonia odrzuciła.
Marja Dmytrówna wzruszyła miłosiernie ramionami.
— Żeby już jej matka przyjechała jak najprędzej. Wyznam szczerze, że mnie siły najzupełniej opuszczają. Co do ciebie, Piotrze kochany, nie mów wszystkiego, oszczędzaj ją ile możności. Taka wycieńczona, taka mizerna, że mimo wszystkiego wzbudza tylko litość. Nie ma się serca, obarczać jej jeszcze bardziej wyrzutami.
Nataszka blada, wychudła, nie wyglądała jednak wcale przygnębioną i upokorzoną, jak Piotr sądził, że ją zastanie. Przyjęła go stojąc na środku saloniku. Zawahała się widząc go wchodzącego. Nie wiedziała, czy postąpić ku niemu, czy zostać na miejscu?
Przyspieszył kroku, spodziewając się, że jak zwykle, wyciągnie do niego rękę na powitanie. Nie uczyniła tego. Coś ją za gardło chwytało. Spuściła bezwładnie oba ramiona wzdłuż ciała. Ani pomyślała zapewne w tej