labusia, również czystej krwi Paryżanina; ta najlepsza uczennica Joghela, wykonująca z gracją niezrównaną, ukłony dworskie w menuecie, entrechats, battements i piruety w Anglezie i rozmaitych innych tańcach salonowych, mogła sobie nagle przyswoić, ruchy trochę rubaszne, a tak jednak miłe dla patrzących, prawdziwej, szczerej wiochny? Jakim cudem niepojętym odgadła, a raczej odczuła, czem jest Tropak i odtańczyła go z mistrzostwem niezrównanem?
Wszyscy byli zachwyceni i oczarowani. Anicja to łzy ocierała ukradkiem, przypominając sobie własną młodość, to śmiechem wybuchała, patrząc na zwinne ruchy ślicznej dzieweczki. Nataszka oddawała w tańcu narodowym, nie tylko to, co taka Anicja była w stanie pojąć i zrozumieć, ale te wszystkie uczucia podniosłe, któremi pałały serca jej rodziców, i całego jej otoczenia, dla kraju ojczystego!
— Bravo! bravissimo! hrabianeczko! — wujcio uderzył pierwszy w dłonie, nie posiadając się z radości, gdy tańczyć skończyła. — Niczego ci nie brakuje, tylko tęgiego i pięknego chłopca na męża!
— Ależ już i tego sobie znalazła! — zaśmiał się Mikołaj.
— Oho! — „wujcio“ strzepnął palcami z najwyższem zdumieniem. Nataszka skinęła główką z rozkosznym uśmieszkiem. Zaraz jednak ściągnęła brwi niechętnie. Inne, mniej wesołe myśli, zawirowały w jej głowie: — Mikołaj, zdaje się przypuszczać — powiedziała sobie w duchu — że mój Andruszka kochany, nie pochwaliłby, i nie chciałby podzielić naszej dzisiejszej swywolnej wesołości? Ja zaś
Strona:Lew Tołstoj - Wojna i pokój 06.djvu/57
Ta strona została uwierzytelniona.