podsuwała mu myśl o ślicznej, zachwycającej panience, którą radaby przycisnąć do serca, jako synowę najukochańszą.
Dnia pewnego wymieniła mu nazwisko Julji Kuragin bez ogródek, radząc mu szczerze, aby pojechał do nich zaraz po Świętach Bożego Narodzenia. Nie taiła przed nim, że tym sposobem jedynie, dałoby się zażegnać ich ruinę ostateczną. Mikołaj rad był w końcu, że matkę doprowadził do szczerego wyznania jej planów.
— A więc, gdybym kochał dziewczynę ubogą, mama wymagałabyś ofiary mego szczęścia i zadowolenia w przyszłem pożyciu małżeńskiem, a poniekąd i ofiary z mego honoru, byle widzieć mnie poślubiającego wór złota?! — zawołał z gorzkim wyrzutem.
— Co za przesada! Nie zrozumiałeś mnie synu najdroższy — odrzuciła pomieszana, nie wiedząc na razie, jak wytłumaczyć mu swoje pragnienie najgorętsze. — Czegóż ja sobie życzę? Twego szczęścia jedynie i zadowolenia najzupełniejszego!
Czując w głębi serca, że to nie jest jej celem głównym, i że źle czyni prawdopodobnie, zalała się łzami.
— Niech że mateczka nie płacze — wziął ją czule za obie ręce do ust przyciskając. — Proszę mi powiedzieć całkiem po prostu: — „To potrzebne do mego szczęścia i spokoju“ — a chętnie poświęcę choćby życie własne, byle tą ofiarą, mamie zgotować starość spokojną.
Hrabina jednak pojmowała tę kwestję z zupełnie odmiennego stanowiska. Ona to raczej była gotowa dla dzieci poświęcić ostatnią kroplę krwi, byle szczęście im zapewnić.
Strona:Lew Tołstoj - Wojna i pokój 06.djvu/64
Ta strona została uwierzytelniona.