kraju. Nataszka, mimo że była szczerze przywiązaną do narzeczonego, i że poniekąd miłość ta uspokoiła jej fantazję nadto wybujałą, puszczała częstokroć wodze jeszcze i teraz rozmaitym wybrykom. Czasem wesoła aż do swywoli, nagle zapadała w głęboką i ponurą melancholję. Wtedy opłakiwała gorżko swój los niezasłużony, narzekała na czas tak długi, który dla niej upływa bezowocnie, czując potrzebę gwałtowną kochać, i być nawzajem kochaną.
Kończył się urlop Mikołaja. Odjazd brata miał zasmucić ją jeszcze bardziej. Jakże pustą wyda się jej wieś, bez jego najmilszego towarzystwa!
Nadeszło Boże Narodzenie. Nie przyniosło jednak z sobą żadnej odmiany pożądanej. Wszystko odbyło się w zwykłym porządku, zabijająco nudno i monotonnie! Pompy religijne, życzenia składane jak każdego roku przez sąsiadów, suknie nowe dla panienek, z Moskwy zapisane, mróz trzaskący, słońce olśniewające, noc księżycowa, powtórzyły się, jak zwykle.
Po obiedzie w trzeci dzień Świąt, każdy wrócił do swojego kąta, i życie popłynęło trybem codziennym. Goście się rozjechali, w całym zaś domu zrobiło się naraz cicho i... nudno, ah! jak nudno! Mikołaj wróciwszy z objażdżki po sąsiedztwie, chrapał aż miło w salonie